Test Porowatości Włosów w Domu: Kompletny Przewodnik po Identyfikacji i Pielęgnacji
Mój sposób na włosy? Zaczęłam od jednego prostego testu w domu
Pamiętam jak dziś, stałam przed lustrem i chciało mi się płakać. Moje włosy były… nijakie. Suche, puszące się, a jednocześnie jakimś cudem oklapnięte u nasady. Wydawałam fortunę na kosmetyki, które obiecywały cuda w katalogach, a efektów było zero. Kompletna porażka. Byłam o krok od tego, żeby je ściąć na krótko i dać sobie wreszcie spokój. Brzmi znajomo? Jeśli tak, to zostań ze mną, bo odkryłam coś, co zmieniło absolutnie wszystko. To był banalnie prosty test porowatości włosów. Tak, wiem, brzmi jak jakaś magia z interneta, ale to właśnie zrozumienie porowatości okazało się kluczem do odzyskania kontroli nad moją czupryną.
Zanim przejdziemy do tego, jak zrobić test porowatości włosów w domu, musimy zrozumieć, o co w ogóle w tym chodzi.
Porowatość, czyli o co tyle hałasu?
Wyobraź sobie, że łuski twojego włosa to takie małe szyszki. Kiedy są zdrowe i szczęśliwe, ich łuski są zamknięte – włosy są wtedy gładkie i lśniące. Ale kiedy coś im dolega, przez stylizację, farbowanie czy po prostu z natury, te łuski się otwierają. I właśnie ten stopień ‘otwarcia’ to jest porowatość.
To od niej zależy, jak włosy chłoną wodę, odżywki i wszystko, co na nie nakładamy. To fundament, bez którego cała reszta pielęgnacji to strzelanie na oślep. Możesz kupować najdroższe maski świata, a one i tak nie zadziałają, jeśli nie są dopasowane do potrzeb Twoich włosów. Dlatego tak ważny jest ten cały test porowatości włosów, to on otwiera oczy.
Niskie, średnie, wysokie – poznaj swoją drużynę
Włosy dzielą się na trzy podstawowe grupy. Każda jest inna i każda potrzebuje czegoś innego. Zobacz, w której jesteś ty.
Gładkie, lśniące, ale uparte jak osioł? Włosy niskoporowate
Moja przyjaciółka ma właśnie takie. Wyglądają jak z reklamy, lśniąca tafla, ale próba zakręcenia ich lokówką kończy się fiaskiem po 10 minutach. Długo schną, a byle cięższa odżywka i już wyglądają na przetłuszczone i smętne. Czasem brakuje im objętości, a wtedy z pomocą przychodzą takie wynalazki jak pudry do włosów, żeby je trochę odbić od nasady. Są z natury zdrowe, ich łuski są szczelnie domknięte, więc trudno wtłoczyć do nich składniki odżywcze. Jeśli Twój domowy test porowatości włosów wskazał ten typ, to wiesz, o czym mówię.
Trochę takie, trochę takie. Poznaj włosy średnioporowate
To chyba najczęstszy typ, taki ‘normalny’. Zazwyczaj nie sprawiają większych problemów, łatwo je ułożyć, ale… wystarczy odrobina wilgoci w powietrzu i lew na głowie gotowy. Ich łuski są lekko odchylone, więc z jednej strony dobrze przyjmują odżywienie, a z drugiej dość łatwo je tracą. Taki złoty środek, który potrzebuje zbalansowanej troski, żeby nie przechylić się w stronę tych zniszczonych. Jaki test na porowatość włosów to potwierdzi? Zaraz do tego dojdziemy.
W wiecznym niedoczasie, czyli włosy wysokoporowate
Och, to moja kategoria. Włosy, które chłoną wszystko jak gąbka, a po chwili są suche jak wiór. Matowe, szorstkie w dotyku, wiecznie spragnione nawilżenia. To często włosy z natury kręcone, które potrzebują specjalnego traktowania, na przykład odpowiednich szczotek. Ale wysokoporowate mogą być też włosy zniszczone przez rozjaśnianie czy codzienne prostowanie. Szybko schną, bo tak samo szybko oddają całą wodę. To prawdziwe wyzwanie w pielęgnacji, co potwierdzi każdy, którego włosy wysokoporowate test doprowadził na skraj załamania.
Domowe śledztwo: Jak wreszcie sprawdzić swoje włosy?
Dobra, koniec teorii. Przejdźmy do praktyki. Nie musisz iść do żadnego laboratorium. Najlepszy test porowatości włosów zrobisz sama, w swojej łazience. Tylko pamiętaj, włosy muszą być czyste – umyte delikatnym szamponem, bez żadnej odżywki czy stylizatorów.
Test porowatości włosów szklanka wody – hit czy kit?
To najbardziej znany sposób. Kiedy o nim usłyszałam, pomyślałam ‘serio, to ma działać?’. Ale ciekawość wygrała. Cała filozofia polega na wrzuceniu jednego, czystego włosa do szklanki z wodą o temperaturze pokojowej. I czekasz. Patrzysz co się dzieje, tak z 5 minut.
- Jeśli włos unosi się na powierzchni jak niezatapialny statek – masz włosy niskoporowate.
- Jeśli powoli zanurza się i pływa gdzieś w połowie – to klasyczny średniak. To był właśnie mój pierwszy test porowatości włosów i wynik był trochę niejednoznaczny, więc próbowałam dalej.
- A jeśli idzie na dno jak kamień… witaj w klubie wysokoporów. Łuski chłoną wodę tak łapczywie, że włos natychmiast tonie. To bardzo obrazowy test porowatości włosów, który wiele wyjaśnia.
Inne sposoby, czyli co jeszcze możesz zrobić
Test ze szklanką nie jest jedyny. Możesz też po prostu dotknąć swoich włosów. Złap jeden suchy włos między kciuk a palec wskazujący i przesuń od końcówki w stronę głowy. Czujesz opór, chropowatość? To właśnie te otwarte łuski dają o sobie znać – typowe dla wysokoporów. Gładkość oznacza niską porowatość. Albo po prostu… popatrz na nie. Jak żyją na co dzień. Błyszczą się czy są matowe? Schną wieki czy 5 minut? To też jest swego rodzaju test porowatości włosów, taki na co dzień. Ja lubię też test mgiełki – spryskuję pasmo wodą i patrzę. Kropelki siedzą na włosach? Niskopory. Znikają w sekundę? Wysokopory.
No dobrze, znam typ. Co dalej?
Ok, masz już wynik. Twój test porowatości włosów dał ci odpowiedź. Teraz zaczyna się najlepsza część – dopasowanie pielęgnacji. Pamiętaj o złotej zasadzie równowagi PEH (proteiny, emolienty, humektanty). To nie jest takie straszne jak brzmi, chodzi o to, by dostarczać włosom budulca, nawilżenia i ochrony w odpowiednich proporcjach.
Jeśli masz włosy niskoporowate, nie lubią być obciążane. Potrzebują lekkości. Zapomnij o ciężkich masłach. Postaw na lekkie olejki jak kokosowy, delikatne szampony, ziołowe płukanki. I nie przesadzaj z ilością. Mniej znaczy tu zdecydowanie więcej.
Dla średnioporowatych jest pole do popisu. Trzeba balansować. Trochę protein, trochę nawilżenia. Regularne olejowanie, na przykład z użyciem olejku z rokitnika, to podstawa. Obserwuj, jak reagują. Czasem potrzebują więcej jednego, czasem drugiego, są trochę jak humorzasta nastolatka.
A moje ukochane wysokopory… Tu trzeba działać z grubej rury. Bogate maski, cięższe oleje (arganowy, oliwa z oliwek), masło shea. Musimy te nasze pootwierane łuski domknąć i zatrzymać w nich nawilżenie na dłużej. Warto też postawić na składniki odbudowujące, takie jak ceramidy, które cementują ubytki. I błagam, myjcie je delikatnie, najlepiej metodą OMO (odżywka-mycie-odżywka). Każde mycie to okazja, żeby je dopieścić, a nie dodatkowo przesuszyć. Ten test porowatości włosów efekty daje dopiero wtedy, gdy pielęgnacja jest dobrze dobrana.
Czego unikać jak ognia (wiem, co mówię)
Na koniec kilka błędów, które sama popełniałam i które mogą zniweczyć cały wysiłek, nawet jeśli wiesz już, jaki test porowatości włosów jest dla ciebie najlepszy.
Po pierwsze, używanie kosmetyków ‘do każdego rodzaju włosów’. To pułapka! Nie ma czegoś takiego, to marketing. Po drugie, katowanie włosów gorącym powietrzem. Zwłaszcza wysokoporowatych. To jak dolewanie oliwy do ognia. Każda stylizacja, a nawet zmiana koloru, wpływa na kondycję włosów, o czym warto pamiętać, wybierając modne kolory włosów na jesień. I po trzecie, bałagan w PEH. Za dużo protein? Sztywne, suche strąki. Za dużo nawilżaczy bez domknięcia emolientem? Jedno wielkie siano. Znalezienie tej równowagi to sztuka, ale możliwa do opanowania. Jak masz wątpliwości, warto poczytać na portalach branżowych, na przykład na Cosmetic Science.
Prosty test porowatości włosów naprawdę potrafi odmienić pielęgnację.
Twoja nowa włosowa droga
Zrobienie tego pierwszego testu porowatości włosów to jak zapalenie światła w ciemnym pokoju. Nagle wszystko staje się jasne. To nie jest koniec drogi, a dopiero jej początek. Twoje włosy mogą się zmieniać pod wpływem różnych czynników, więc obserwuj je, słuchaj ich. Bądź dla nich dobra. A jeśli czujesz, że problem jest głębszy, nie bój się pójść do specjalisty, dobrego trychologa. Ale już teraz zrobiłaś najważniejszy krok. Powodzenia w tej podróży!