Paletka Cieni Team X: Recenzja, Kolory, Skład i Gdzie Kupić
Cały ten szum wokół Team X… i ich wejścia w świat kosmetyków
Pamiętam to doskonale. Moja młodsza siostrzenica, z oczami wielkimi jak spodki, wpadła do mnie do domu i od progu krzyczała, że muszę to zobaczyć. O co chodziło? Oczywiście o premierę kosmetyków jej ukochanego Teamu X. Ja, przyznam szczerze, byłam wtedy totalnie poza tematem. Influencerzy tworzący kosmetyki to dla mnie nie była nowość, ale ten poziom ekscytacji u nastolatki sprawił, że poczułam się jak dinozaur. No i w centrum tego całego zamieszania była ona – paletka cieni Team X. Ciekawska natura wygrała. Pomyślałam sobie, a co mi tam, sprawdzę, czy za tym całym hajpem stoi coś więcej niż tylko znane twarze.
Czy produkt tworzony przez idoli młodego pokolenia może konkurować z gigantami drogeryjnymi? Czy ta cała otoczka to nie jest tylko sprytny marketing? Postanowiłam dać jej szansę i sama się przekonać. To historia mojej małej przygody z kosmetykiem, który wywołał w polskim internecie prawdziwą burzę.
Opakowanie, które krzyczy ‘kup mnie!’ i pierwsze wrażenia
Pierwszy kontakt z produktem to zawsze opakowanie. I tutaj, nie da się ukryć, twórcom udało się trafić w dziesiątkę, przynajmniej jeśli chodzi o docelową grupę odbiorców. Młodzieżowy design, żywe kolory, logo, które fani rozpoznają z kilometra. Wszystko jest spójne i głośne. Sama tekturka, w którą zapakowana jest paletka cieni Team X, jest solidna, nie miałam wrażenia, że trzymam w ręku coś, co zaraz się rozpadnie. A w środku? Całkiem porządne, plastikowe opakowanie z naprawdę dużym i, co ważniejsze, niezakrzywiającym rzeczywistości lusterkiem. To ogromny plus, bo ile razy wkurzałam się na paletki z lusterkami, w których wyglądam jak postać z krzywego zwierciadła.
Samo zamknięcie jest na magnes, co lubię, bo jest wygodne i daje takie poczucie… satysfakcji. Może to dziwne, ale tak mam. Generalnie, pierwsze wrażenie było naprawdę pozytywne. Widać, że ktoś pomyślał nie tylko o tym, co w środku, ale też o całej tej otoczce. Estetyka jest nowoczesna i choć może nie trafia w stu procentach w mój gust, to rozumiem, dlaczego może się podobać.
Zaglądamy do środka – kolory, które (nie)jedną srokę za ogon złapią
No dobrze, ale przejdźmy do mięsa. Po otwarciu moim oczom ukazała się kompozycja kolorów, która jest… ciekawa. Z jednej strony mamy sporo bezpiecznych, neutralnych brązów i beży, idealnych do codziennego makijażu. Z drugiej – kilka mocniejszych akcentów: jakiś błyszczący fiolet, intensywny róż, złoto. Taka mieszanka matów, satyn i turbo błysków. Od razu widać, że paletka cieni Team X ma być uniwersalna. Ma pozwolić na stworzenie zarówno grzecznego makijażu do szkoły czy pracy, jak i czegoś z pazurem na wieczorne wyjście.
Zanim nałożyłam cokolwiek na oczy, zrobiłam swatche na ręce. To mój mały rytuał. W końcu nawet na takich portalach jak Vogue podkreślają, jak ważne są swatche, więc coś w tym musi być. I tu spotkało mnie pierwsze zaskoczenie. Maty są naprawdę przyjemne, takie masełkowate w dotyku i całkiem nieźle napigmentowane. Nie pylą jakoś tragicznie przy nabieraniu na palec. Ale prawdziwymi gwiazdami tej paletki są błyski. Są miękkie, foliowe, a niektóre to prawdziwe multichromy. Mienią się pod różnymi kątami na kilka kolorów. Coś pięknego. Oczywiście, jak to z takimi formułami bywa, czułam pod palcami, że mogą się trochę osypywać. Zobaczymy. Paletka cieni Team X swatche przeszła całkiem obronną ręką, a analiza kolorów pokazała, że to produkt z potencjałem.
Jak to cudo sprawdza się na powiece? Mój test bojowy i szczera opinia
Nadszedł dzień testu. Postanowiłam, że zrobię pełny makijaż paletką Team X i zobaczę, jak przetrwa ze mną cały, dość intensywny dzień w pracy, a potem szybkie wyjście na miasto. Zaczęłam od matowego beżu na całą powiekę, żeby wyrównać koloryt. Blendował się bez problemu, żadnych plam. Potem w załamanie poszedł średni brąz – tu też gładko. Zero problemów. Schody zaczęły się, kiedy chciałam nałożyć jeden z tych obłędnych błysków na środek powieki.
Aplikowany palcem wyglądał kosmicznie, ale osyp pod okiem był… no, powiedzmy, że zauważalny. Tona brokatu na policzkach to nie jest mój ulubiony look. Następnym razem na pewno zrobię makijaż oczu przed nałożeniem podkładu. Ale efekt na powiece wszystko wynagrodził. Ten blask był naprawdę wielowymiarowy i przyciągał spojrzenie. W ciągu dnia cienie trzymały się dzielnie. Po 8 godzinach w biurze minimalnie zebrały się w załamaniu, ale nie było tragedii. Kolory nie zbladły jakoś drastycznie. Wieczorem makijaż wciąż wyglądał dobrze, wymagał tylko drobnych poprawek. Moja ogólna paletka cieni Team X opinie jest więc taka: to naprawdę porządny produkt, z którym da się pracować, ale trzeba uważać na błyski. Skoro już testowałam cienie, to pomyślałam o dobraniu błyszczyka z tej samej serii, żeby mieć pełen obraz marki. Trwałość jest naprawdę przyzwoita jak na tę półkę cenową.
Co siedzi w tych cieniach? Zerkam na skład, żeby nie było płaczu
Nie jestem chemikiem i czytanie składów INCI to dla mnie często czarna magia. Ale staram się być świadomym konsumentem. Rzuciłam więc okiem na to, co zawiera paletka cieni Team X. Na pierwszych miejscach klasyka: talk i mika. To one odpowiadają za konsystencję i przyczepność cieni. Są też silikony, które dają ten przyjemny, gładki poślizg. Generalnie skład paletki cieni Team X nie odbiega jakoś specjalnie od tego, co znajdujemy w większości drogeryjnych produktów. Nie znalazłam tam niczego, co by mnie jakoś specjalnie zaniepokoiło. Ale! Zawsze powtarzam, że osoby z bardzo wrażliwą skórą i skłonnościami do alergii powinny uważać. Zawsze warto zrobić test uczuleniowy na małym fragmencie skóry przed nałożeniem produktu na całe powieki. Ważna dla mnie informacja – producent deklaruje, że produkt jest cruelty-free, co jest dla mnie osobiście sporym plusem.
Polowanie na paletkę, czyli gdzie ją dorwać i za ile
Zastanawiacie się, gdzie kupić paletkę cieni Team X? Ja swoje poszukiwania zaczęłam online. Szybki research pokazał, że jest dostępna w największych drogeriach. Oczywiście sprawdziłam stronę Rossmann, ale ostatecznie kupiłam ją stacjonarnie w Hebe, bo akurat byłam na zakupach. Jej dostępność jest naprawdę dobra, więc nie powinno być problemu ze znalezieniem jej na półce. A paletka cieni Team X cena? Uważam, że jest skalkulowana całkiem rozsądnie. To nie jest najtańsza paletka w drogerii, ale biorąc pod uwagę liczbę cieni i ich jakość, cena jest adekwatna. Warto też polować na promocje, bo często można ją dorwać parę złotych taniej. Kupując ją w drogerii, nie mogłam się powstrzymać i przy okazji rozejrzałam się za nowym koszyczkiem na kosmetyki, bo mój stary już pęka w szwach. Takie życie, jedna rzecz prowadzi do drugiej.
A może coś innego? Team X kontra reszta makijażowego świata
No dobrze, ale czy paletka cieni Team X to jedyny słuszny wybór w tej kategorii cenowej? Oczywiście, że nie. Rynek jest przesycony paletkami i mamy w czym wybierać. W swojej kolekcji mam kilka innych palet z podobnej półki cenowej i muszę przyznać, że ta od Team X wypada na ich tle naprawdę dobrze. Wyróżnia ją przede wszystkim jakość błysków. Są absolutnie top of the top w tej kategorii. Maty są po prostu dobre i porównywalne z konkurencją. To, co może być dla niektórych minusem, to sama marka. Nie każdy jest fanem influencerów i nie każdy chce wspierać tego typu przedsięwzięcia. Jeśli szukasz kosmetyków od znanych osób, warto też zerknąć na propozycje od gwiazd światowego formatu czy naszych, rodzimych ikon, jak te od Kingi Rusin. To kwestia indywidualnych preferencji. Ale jeśli oceniamy sam produkt, to paletka cieni Team X zdecydowanie ma się czym bronić.
No i co ja o tym wszystkim myślę? Czy warto było dać się ponieść fali
Po tych wszystkich testach i przemyśleniach, mogę wreszcie odpowiedzieć na pytanie – czy warto kupić paletkę cieni Team X? Moja odpowiedź brzmi: tak, ale nie dla każdego. Jeśli jesteś fanką lub fanem Team X, to jest to dla Ciebie absolutny must-have i pewnie już dawno ją masz. Jeśli jesteś osobą początkującą w makijażu, która szuka jednej, uniwersalnej paletki do zabawy i nauki – to również będzie świetny wybór. Jest wszechstronna, a praca z cieniami (poza osypującymi się błyskami) jest przyjemna.
Jednak jeśli masz już pokaźną kolekcję kosmetyków i szukasz czegoś absolutnie innowacyjnego, to ta paletka raczej Cię nie zaskoczy. To solidny, dobrze wykonany produkt, który wpisuje się w aktualne trendy, ale nie jest rewolucją. Ja, mimo początkowego sceptycyzmu, jestem z zakupu zadowolona. Sięgam po nią, kiedy mam ochotę na coś prostego z odrobiną błysku. Cieszę się, że dałam jej szansę, bo pokazała mi, że paletka cieni Team X to coś więcej niż tylko produkt z logo znanych twórców. To po prostu kawał dobrego, drogeryjnego kosmetyku.