Pięć Tybetańskich Rytuałów: Przewodnik po Długowieczności, Energii i Holistycznym Zdrowiu
Moja historia z Pięcioma Tybetańskimi Rytuałami. Jak odzyskałam energię i spokój w 15 minut dziennie
Pamiętam ten dzień doskonale. Kolejny wtorek, deszcz za oknem, a ja czułam się, jakby ktoś wyssał ze mnie całą energię. Kawa już nie pomagała, a myśl o kolejnych godzinach przed komputerem była po prostu przytłaczająca. Przeglądając bezmyślnie internet, natrafiłam na artykuł o tytule, który brzmiał jak clickbait: „Źródło Młodości z Tybetu”. Zazwyczaj omijam takie rzeczy szerokim łukiem, ale coś mnie tknęło. To był mój pierwszy kontakt z czymś, co nazywało się Pięć Tybetańskich Rytuałów.
Byłam sceptyczna, oj, bardzo. Proste ćwiczenia, które miały odmienić życie? Jasne. Ale desperacja pchnęła mnie do spróbowania. I powiem wam jedno – ten deszczowy wtorek był początkiem jednej z najlepszych zmian w moim życiu. To nie jest kolejny poradnik z serii „zrób to i bądź szczęśliwy”. To moja, całkowicie subiektywna opowieść o tym, jak te proste, starożytne praktyki naprawdę działają.
Skąd to się w ogóle wzięło? Krótka historia tybetańskiej tajemnicy
Zanim zaczęłam, musiałam oczywiście zrobić mały research. Cała ta historia na Zachodzie zaczęła się od gościa o imieniu Peter Kelder, który w latach 30. ubiegłego wieku napisał książeczkę o tajemniczym źródle młodości. Opisał w niej przygody pewnego pułkownika, który trafił do klasztoru w Himalajach, gdzie mnisi, mimo sędziwego wieku, tryskali energią i wyglądali na dziesiątki lat mniej. Ich sekretem miało być właśnie Pięć Tybetańskich Rytuałów. Brzmi jak bajka, prawda? Też tak myślałam.
Ale sedno tej filozofii jest całkiem logiczne. Według niej, w naszym ciele krąży energia przez centra energetyczne, które niektórzy nazywają czakrami. Kiedy jesteśmy młodzi i zdrowi, te centra wirują z dużą prędkością. Z wiekiem, przez stres i zły styl życia, zwalniają. Chorujemy, starzejemy się, tracimy zapał. Celem Pięciu Tybetańskich Rytuałów jest po prostu ponowne „rozkręcenie” tych wirów. To jak naoliwienie zardzewiałych trybików w maszynie, którą jest nasze ciało.
Co mi to dało? Efekty, których się nie spodziewałam
Na początku nie czułam nic. Byłam wręcz zirytowana. Kręcenie się w kółko w pierwszym rytuale przyprawiało mnie o mdłości, a reszta ćwiczeń wydawała się dziwaczna. Ale obiecałam sobie, że dam temu miesiąc. Po tygodniu stało się coś dziwnego. Obudziłam się PRZED budzikiem. Ja, królowa drzemek. Czułam się… wypoczęta. Po dwóch tygodniach zauważyłam, że ból pleców, mój wierny towarzysz pracy przy biurku, jakby zelżał. Nie zniknął całkowicie, ale stał się mniej dokuczliwy. Zaczęłam też szukać dodatkowych sposobów na wsparcie kręgosłupa i znalazłam kilka świetnych ćwiczeń do robienia w domu.
Największy szok przyszedł po miesiącu. Koleżanka w pracy zapytała mnie, czy byłam na jakimś zabiegu, bo moja cera wygląda tak promiennie. Spojrzałam w lustro i faktycznie, coś było na rzeczy. Skóra była jakby bardziej napięta, miała lepszy koloryt. Korzyści Pięciu Tybetańskich Rytuałów dla skóry okazały się nie być tylko marketingowym hasłem. Czułam się elastyczniejsza, silniejsza, a co najważniejsze – miałam więcej energii. Ta poranna praktyka stała się moim naturalnym dopalaczem, lepszym niż podwójne espresso.
Ale to nie wszystko. Zauważyłam też zmianę w głowie. Te kilkanaście minut skupienia na oddechu i ruchu działało jak medytacja w ruchu. Codzienna gonitwa myśli zwalniała, a ja zyskiwałam dziwny, wewnętrzny spokój. To naprawdę, naprawdę działa holistycznie. Czujesz, że dbasz o siebie na każdym poziomie.
Pięć Tybetańskich Rytuałów dla początkujących – jak zacząć bez kontuzji (mój poradnik)
Zanim przejdziemy do tego, jak prawidłowo wykonywać Pięć Tybetańskich Rytuałów, jedna rada: powoli. To nie zawody. Znajdź sobie cichy kąt, włącz spokojną muzykę i po prostu oddychaj. Skupienie jest kluczowe.
Rytuał 1: Wirówka
Stań prosto i rozłóż ręce na boki. I zacznij się kręcić wokół własnej osi, zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Na początku zrób 2-3 obroty, nie więcej, bo świat może zawirować aż za bardzo! To ćwiczenie ma na celu pobudzenie wszystkich centrów energetycznych na raz.
Rytuał 2: Podnoszenie nóg
Połóż się na plecach. Ręce wzdłuż ciała. Na wdechu podnieś proste nogi do pionu, a głowę przyciągnij do klatki piersiowej. Na wydechu powoli opuść wszystko na podłogę. To ćwiczenie to koszmar dla mięśni brzucha na początku, nie oszukujmy się. Ale daje niesamowitą satysfakcję i świetnie wpływa na dolne partie ciała. Podobne odczucia miałam robiąc inne ćwiczenia na te partie.
Rytuał 3: Łuk
Uklęknij, podwiń palce stóp i oprzyj dłonie na pośladkach. Na wdechu odchyl się do tyłu, otwierając klatkę piersiową. Poczuj to rozciąganie! Na wydechu wróć do pozycji wyjściowej. Idealne dla osób, które garbią się przy komputerze. To jeden z tych Pięciu Tybetańskich Rytuałów, który dosłownie otwiera serce.
Rytuał 4: Mostek (albo stoliczek)
Usiądź z wyprostowanymi nogami. Dłonie oprzyj po bokach bioder. Na wdechu unieś biodra do góry, tworząc coś na kształt stoliczka. Głowa luźno opada do tyłu. Na wydechu wróć do siadu. To ćwiczenie wzmacnia ramiona, nogi i plecy. Na początku moje ramiona trzęsły się jak galareta, ale z czasem poczułam, jak stają się silniejsze. Przypomniało mi to, jak ważne są ćwiczenia na tę część ciała.
Rytuał 5: Dwa psy
To ćwiczenie jest dobrze znane z jogi. Zaczynasz z pozycji deski, na wdechu przechodzisz do „psa z głową w górze” (biodra w dół, klatka do przodu), a na wydechu do „psa z głową w dół” (biodra w górę, tworzysz odwróconą literę V). To dynamiczne przejście cudownie rozciąga całe ciało i kończy całą sekwencję. To chyba mój ulubiony z Pięciu Tybetańskich Rytuałów.
Jak nie rzucić tego w diabły po tygodniu?
Wiele osób pyta, ile razy dziennie wykonywać Pięć Tybetańskich Rytuałów. Odpowiedź brzmi: raz. Najlepiej rano, żeby naładować baterie na cały dzień. Zaczynaj od 3 powtórzeń każdego rytuału. To absolutnie wystarczy. Co tydzień, jeśli czujesz się na siłach, dodaj 2 powtórzenia, aż dojdziesz do magicznej liczby 21. Nie spiesz się. Konsekwencja jest ważniejsza niż ilość. Słuchaj swojego ciała. Jeśli coś boli, odpuść, zrób mniej powtórzeń, albo zmodyfikuj ćwiczenie. Nie ma wstydu w zginaniu kolan w drugim rytuale na początku!
Chwila, zanim zaczniesz – czy to na pewno dla Ciebie?
Mimo całego mojego entuzjazmu, muszę być szczera. Pięć Tybetańskich Rytuałów nie jest dla każdego. Istnieją pewne przeciwwskazania. Jeśli masz poważne problemy z kręgosłupem, sercem, jesteś w ciąży, masz przepuklinę albo niedawno przeszłaś operację – koniecznie, ale to koniecznie pogadaj z lekarzem lub fizjoterapeutą. Bezpieczeństwo jest najważniejsze. To ma być przyjemność i zdrowie, a nie droga do kontuzji. Zawsze, ale to zawsze, słuchaj swojego ciała. Ono wie najlepiej.
Co inni mówią o Pięciu Tybetańskich Rytuałach? Czy tylko ja oszalałam na ich punkcie?
Zaczęłam szukać w internecie opinii i efektów innych osób i okazało się, że nie jestem sama. Fora i grupy są pełne historii ludzi, którzy, tak jak ja, odzyskali energię, pozbyli się drobnych dolegliwości i po prostu poczuli się lepiej w swojej skórze. Oczywiście, są też głosy sceptyków, ale przeważają te pozytywne. To daje niesamowitą motywację, świadomość, że jesteś częścią czegoś większego. Warto poszukać filmików na YouTube, żeby zobaczyć prawidłową technikę, to bardzo pomaga na początku.
Moja droga do witalności – podsumowanie
Pięć Tybetańskich Rytuałów to dla mnie coś więcej niż poranna gimnastyka. To mój codzienny rytuał dbania o siebie, chwila tylko dla mnie. To inwestycja, która zwraca się w postaci energii, lepszego samopoczucia i spokoju ducha. Jeśli czujesz się zmęczony, przytłoczony i szukasz prostej, ale skutecznej metody, by to zmienić – spróbuj. Daj sobie miesiąc. Być może, tak jak ja, odkryjesz swoje własne, małe źródło młodości. Jeśli chcesz zgłębić temat, polecam poszukać książki Petera Keldera, która wszystko zapoczątkowała. To fascynująca lektura, która rzuca nowe światło na całą praktykę tych rytuałów tybetańskich na długowieczność.