Puszyste Bułki Drożdżowe z Serem Twarogowym – Przepis Krok po Kroku | Domowe Wypieki
Mój Babciny Przepis na Bułki Drożdżowe z Serem, Które Zawsze Wychodzą
Pamiętam jak dziś ten zapach. Słodki, maślany, z nutą wanilii, unoszący się po całym domu w niedzielne poranki. To zapach bułeczek mojej babci. Zawsze, ale to zawsze, kiedy ją odwiedzałam, na stole czekała blacha jeszcze ciepłych, puszystych jak chmurka drożdżówek z serem. Przez lata próbowałam odtworzyć ten smak. Przerobiłam dziesiątki receptur, jedne lepsze, drugie gorsze. Aż w końcu, po wielu próbach i błędach, udało się. Chciałabym się dziś z wami podzielić czymś więcej niż tylko listą składników. To jest mój sprawdzony, od serca, przepis na bułki drożdżowe z serem, który przenosi mnie prosto do dzieciństwa. Idealne na leniwe śniadanie, jako słodka przekąska do kawy, po prostu comfort food w najlepszym wydaniu.
Skarby ze spiżarni, czyli co będzie nam potrzebne
Zanim zaczniemy całą zabawę, warto przygotować sobie wszystko na blacie. Ja tak lubię, mam wtedy poczucie kontroli i niczego nie zapomnę w trakcie. Sukces domowych wypieków naprawdę zależy od dobrych składników. Nie ma co oszczędzać na maśle czy prawdziwym twarogu, bo to potem czuć w każdym kęsie. Poniżej macie moją listę, która jest bazą do tego, co uważam za najlepszy przepis na bułki drożdżowe z serem.
Składniki na ciasto, czyli naszą puszystą bazę:
- 500 g mąki pszennej (typ 500-550) – ja najczęściej sięgam po tortową, taką zwykłą. Babcia mówiła, że na niej ciasto jest najdelikatniejsze. I wiecie co? Miała rację. Jeśli chcecie poczytać więcej o mąkach, bo to temat rzeka, to na Wielkim Żarciu jest tego cała masa.
- 25 g świeżych drożdży – jakoś mam do nich większe zaufanie niż do tych w proszku. Mają taką… moc. Ale jak macie tylko suche, też dadzą radę, bez paniki (wtedy wystarczy 7g).
- 250 ml mleka, koniecznie ciepłego, ale nie gorącego! Takiego w temperaturze ciała, żeby nie zabić naszych małych przyjaciół.
- 70 g cukru – dla słodyczy, ale też jako pożywka dla drożdży.
- 2 duże jajka, najlepiej od szczęśliwej kurki i w temperaturze pokojowej.
- 80 g masła, roztopionego i ostudzonego. To ono daje tę cudowną miękkość.
- Szczypta soli – zawsze, do każdego słodkiego wypieku, żeby podbić smak.
Składniki na nadzienie, serce naszych bułeczek:
- 500 g sera twarogowego, półtłustego lub tłustego. Najważniejsze, żeby był dobrze odsączony. O tym jeszcze powiem później.
- Około 80-100 g cukru, ale to już na smak. Ja lubię słodsze, więc daję bliżej 100g.
- 1 żółtko – pięknie zwiąże nam masę serową.
- 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego albo opakowanie cukru wanilinowego – dla aromatu, który zwabi wszystkich domowników do kuchni.
- Można dodać garść rodzynek, jeśli lubicie. Wcześniej warto je namoczyć w gorącej wodzie.
A dla chętnych, kruszonka:
- 50 g mąki pszennej
- 30 g zimnego masła, prosto z lodówki
- 30 g cukru
No i oczywiście przydadzą się jakieś miski, blacha do pieczenia i papier. Mikser planetarny bardzo ułatwia życie, ale bez niego też dacie radę, po prostu trzeba będzie trochę pomachać rękami. To nawet dobrze robi na bicepsy!
Zaczynamy od serca każdego ciasta drożdżowego
Kluczem do naprawdę puszystych bułek jest dobrze przygotowane ciasto. Nie ma tu drogi na skróty. Drożdże to żywe organizmy, potrzebują ciepła, jedzenia i czasu. Dajmy im to, a odwdzięczą się z nawiązką. Ten etap wymaga trochę cierpliwości, ale efekt końcowy jest tego wart.
Rozczyn, czyli jak obudzić drożdże do życia
Zawsze zaczynam od tego. Do małej miseczki kruszę świeże drożdże, dodaję łyżeczkę cukru, łyżkę mąki (z tej odważonej puli 500g) i zalewam to mniej więcej 100 ml ciepłego mleka. Mieszam, żeby nie było grudek, przykrywam ściereczką i odstawiam w ciepłe miejsce. U mnie to zazwyczaj parapet nad kaloryferem. Uwielbiam ten moment, kiedy po 10-15 minutach zaglądam pod ściereczkę, a tam… piana, bąbelki, życie! To znak, że wszystko idzie w dobrym kierunku i drożdże są gotowe do pracy. Jeśli chcecie zgłębić temat, dlaczego tak się dzieje, to na stronie Fermentum znajdziecie masę ciekawostek.
Wyrabianie ciasta – trochę miłości i cierpliwości
Do dużej miski przesiewam resztę mąki. To ważny krok, bo napowietrza mąkę i ciasto jest lżejsze. Dodaję pozostały cukier, sól, jajka, ostudzone masło i na koniec nasz piękny, bąbelkujący rozczyn. I teraz zaczyna się zabawa. Można ręcznie, jak robiła to babcia, przez dobre 15 minut, aż ciasto będzie gładkie i elastyczne. Albo można iść na łatwiznę i użyć miksera z hakiem, wtedy wystarczy 8-10 minut. Ciasto na początku będzie się kleić, ale nie dosypujcie za dużo mąki! W miarę wyrabiania gluten zacznie pracować i ciasto samo nabierze odpowiedniej konsystencji. Gotowe ma odchodzić od ręki i ścianek miski. To takie gładkie, przyjemne w dotyku.
Pierwsze rośnięcie – czas na drzemkę
Wyrobione ciasto formuję w kulę, wkładam do miski lekko wysmarowanej olejem, przykrywam folią spożywczą i odstawiam w ciepłe miejsce na jakieś 1-1,5 godziny. Musi podwoić swoją objętość. To jest ten moment, kiedy można sobie zrobić kawę i poczytać książkę. Albo przygotować nadzienie.
Kremowe nadzienie, które rozpływa się w ustach
Podczas gdy ciasto sobie rośnie, ja zabieram się za nadzienie. To właśnie ono sprawia, że te bułeczki są tak wyjątkowe. Smak farszu jest kluczowy. Idealne nadzienie twarogowe to coś, co wyróżnia dobre wypieki serowe.
Najważniejsza sprawa – twaróg musi być dobrze odciśnięty. Serio. Kiedyś tego nie zrobiłam i moje nadzienie po prostu wypłynęło, robiąc na blaszce serową kałużę. Smak był ok, ale wyglądało to tragicznie. Od tamtej pory zawsze odciskam go przez gazę albo gęste sitko. Jeśli chcecie mieć super gładką masę, bez żadnych grudek, polecam zmielić ser dwa razy w maszynce do mięsa. Ja czasem jestem leniwa i po prostu rozgniatam go dokładnie widelcem. Do takiego przygotowanego sera dodaję cukier (spróbujcie, czy jest wystarczająco słodkie!), żółtko, wanilię i ewentualnie rodzynki. Mieszam wszystko razem i gotowe. Prawda, że proste?
Składamy wszystko w całość – najfajniejsza część!
Gdy ciasto pięknie wyrosło, delikatnie wykładam je na stolnicę oprószoną mąką i krótko zagniatam, żeby pozbyć się pęcherzyków powietrza. Dzielę je na mniejsze, równe części – mi wychodzi zazwyczaj 12-15 bułeczek. Każdą część ciasta rozpłaszczam w dłoniach lub wałkuję na mały placuszek.
Na środek każdego placka kładę sporą łyżkę nadzienia serowego. Nie żałujcie go sobie! Potem trzeba bardzo dokładnie zlepić brzegi, jak przy pierogach. To ważne, żeby farsz nam nie uciekł w trakcie pieczenia. Można uformować okrągłe bułeczki, podłużne, albo takie ślimaczki – co wam w duszy gra.
To jest etap, na który zawsze czekają moje dzieci. Każde dostaje swój kawałek ciasta i lepi… no cóż, kształty są różne, ale frajda jest ogromna. Uformowane bułeczki układam na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, zostawiając między nimi trochę miejsca, bo jeszcze urosną. Przykrywam je ściereczką i daję im ostatnie 20-30 minut na odpoczynek i podrośnięcie. Nie pomijajcie tego kroku, serio! To ten moment, kiedy bułeczki nabierają powietrza i lekkości.
Pieczenie i ten cudowny zapach
Piekarnik nagrzewam do 180°C (z termoobiegiem). Wyrośnięte bułeczki smaruję roztrzepanym jajkiem, dzięki czemu będą miały piękny, złoty kolor. Jeśli robicie wersję z kruszonką, to teraz jest moment, żeby je nią posypać. Wstawiam blachę do piekarnika i piekę około 20-25 minut. Mój stary piekarnik lubi przypalać od góry, więc zawsze trzymam je na środkowej półce i pilnuję. Kiedy cała kuchnia wypełni się obłędnym zapachem, a bułki będą rumiane – są gotowe!
Kilka moich patentów, żeby zawsze wychodziły idealne
Pieczenie to trochę nauka, a trochę magia. Czasem coś idzie nie tak i nie ma co się załamywać. Oto kilka rzeczy, na które warto uważać.
Jeśli twoje bułki wyszły twarde, to pewnie ciasto było za suche (może za dużo mąki?), albo za długo siedziały w piecu. Każdy piekarnik jest inny, więc trzeba go wyczuć. Z kolei jeśli nadzienie wypłynęło, to na 99% wina zbyt rzadkiego twarogu albo niedokładnego zlepienia brzegów. A jeśli ciasto nie urosło? Może mleko było za gorące i zabiło drożdże, albo w kuchni było za zimno. Ale nie martwcie się, następnym razem na pewno wyjdzie lepiej!
Ten podstawowy przepis na bułki drożdżowe z serem to świetna baza do eksperymentów. Czasem do nadzienia dodaję skórkę otartą z cytryny dla orzeźwienia. W sezonie letnim wrzucam do środka kilka jagód lub malin. A po upieczeniu można je polać lukrem. To ciasto jest tak uniwersalne, że z powodzeniem robię z niego też puszyste rogaliki drożdżowe, wystarczy zmienić nadzienie. Także kombinujcie! Jeśli lubicie tradycyjne polskie wypieki, to na pewno znacie smak połączenia sera i maku, o którym więcej można przeczytać na kuchnia-polska.pl.
A co zrobić, jak wszystko nie zniknie od razu?
Najlepsze są oczywiście jeszcze ciepłe, prosto z blachy. Ale jeśli coś zostanie, można je przechowywać w szczelnym pojemniku albo woreczku foliowym przez 2-3 dni. Można je też mrozić! Ja często piekę podwójną porcję i część zamrażam na “czarną godzinę”. Po rozmrożeniu wystarczy włożyć je na 5 minut do nagrzanego piekarnika i smakują jak świeżo upieczone.
Smacznego!
I tyle. Mam nadzieję, że ten mój trochę chaotyczny przepis na bułki drożdżowe z serem przypadnie wam do gustu i zagości w waszych domach na stałe. Nic tak nie buduje domowej atmosfery jak zapach drożdżowego ciasta. To smak, który łączy pokolenia, przypomina o beztrosce i sprawia, że na chwilę można zapomnieć o całym świecie. Smacznego!